Sobota, 12 październik AD 2024, dziś imieniny Krystyny, Maksa, Serafiny
Chciałbym być Katawem Zarem , izraelskim korespondentem polskich pism od prawicy do lewicy... Już nie tylko dlatego, że swymi publicystycznymi szarżami powala na kolana nienawykłych do tego użytkowników "Mopa".Chciałbym być Katawem Zarem, gdyż słodko jest być dzisiaj Żydem. Nawet zbuntowanym, nonkonformistycznym, krytycznym, antysyjonistycznym, progojskim. Gdybym był Katawem Zarem wyśmiewałbym idiotyzmy żydowskiego matecznika, pastwiłbym się nad ilorazem inteligencji izraelskich polityków, dołożyłbym amerykańskim sytym paszkwilantom, oskarżyłbym Mossad o dostarczenie Moniki Lewinsky na biurko ex- Clintona, a to w celu lobbystycznego kręcenia na nadnaturalnie grubym, spoconym żydowskim udzie cygar ze szpiegowską wkładką... I nikt nie nazwałby mnie antysemitą. Chciałbym być profesorem Izraelem Szahakiem, który głosił (bo zmarł niestety), że Izrael to III Rzesza a rebours, dawny antysemityzm był reakcją na paskudny antychrześcijanizm narodu wybranego, żydowskie gminy przez setki lat miały charakter organizmów totalitarnych, a prawdziwym chłopcem do bicia w minionych wiekach byli nie tyle Żydzi,co chłopi pańszczyzniani- również ofiary ich lizusostwa względem panów braci... I nikt nie nazwałby mnie antysemitą. Nawet wtedy, gdy zacytowałbym jego nad wyraz interesujacą uwagę: " dzisiaj nie ma problemu prześladowania mojego narodu, dzisiaj jest problem prześladowania przez mój naród". Chciałbym być nawet- ostatecznie pogrążając się w moralnym bagnie- takim sobie żydowskim rewizjonistą Holokaustu .Bo owszem- obsobacza się takiego typa okrutnie, ale nigdy nie ciąga przed surowe oblicze Temidy (nie wierzycie-to sprawdzcie!), nie wsadza do pierdelka w towarzystwie ćpunów i pedałów, nie kanceruje twarzy buciorami a la pózne ZOMO...Nawet wtedy jakoś głupio byłoby mnie nazwać antysemitą. Niech tam...Niech tam mój świętej pamięci Wuj, naparzający się z żydowskimi młokosami na ulicach Wielunia tuż przed wybuchem wojny (obie strony były nieźle uzbrojone, a funkcjonariusze Policji Państwowej lali pałami głównie polskich narodowców) ,ten jeden, jedyny raz przewróci się w grobie...Niech wyobrazi sobie w Niebiesiech (zakładam,że jest już po obowiązkowym stażu w czyśćcu),że ja, Jego niepokorny wnuk-jak najbardziej goim, akum, w przyszłości Broń Boże leżące koło osła pegarim-jestem jedym z Nich. Właśnie swymi rewizjonistycznymi łapami, pogryzając w krótkich przerwach macę, przerzucam raporty pomieszczone w wydanej tuż po bolszewickim przewrocie w Rosji przez brytyjskie Home Office Białej Księdze.Robię to tym uważniej,iż wiem, że nie znajdę interesujących mnie passusów w II wydaniu tejże. Czytam sobie doniesienie Sir Findlaya do Balfoura, stanowiące wyciąg z raportu holenderskiego ministra w Piotrogradzie z dnia 6 września 1918 r.,w którym rzeczowo twierdzi on,że bolszewizm zdolny jest rozprzestrzenić się po całym świecie, gdyż "został zorganizowany i wypracowany" przez nie znających narodowości Żydów , celem których "jest zniszczenie... istniejącego porządku rzeczy". Kilka miesięcy pózniej-czytam dalej, a moje odstępcze, ale nadal żydowskie palce nerwowo bębnią o blat biurka-Mister Alston w korespondencji do lorda Curzona cytuje oświadczenie brytyjskiego konsula w Jekaterynburgu: "Bolszewicy nie mogą być nadal opisywani jako partia polityczna o skrajnie radykalnych, komunistycznych poglądach. Tworzą oni stosunkowo małą uprzywilejowaną klasę, która zdolna jest terroryzować resztę społeczeństwa". Klasa ta składa się z robotników, żołnierzy i elementu nierosyjskiego-" Łotyszy, Estończyków i Żydów. Ci ostatni są wyjątkowo liczni na wyższych stanowiskach". Inny autor-jakiś Francuz z Piotrogradu-którego spostrzeżenia referuje lord Kilmarnock w korespondencji do Curzona(3 luty 1919) konstatuje:" Bolszewicy składają się głównie z Żydów i Niemców, którzy byli niezmiernie aktywni i rzutcy. Rosjanie w większości byli antybolszewikami, ale i marzycielami nie potrafiącymi przedsięwziąć jakiegoś stałego działania; obecnie bardziej niż w przeszłości nie są zdolni zrzucić jarzma swych gnębicieli". Oburzony do głębi niemiecką-żydowską kolaboracją w dziele niszczenia Trzeciego Rzymu, kolaboracją każącą wątpić w rygorystycznie pojętą prawdziwość sloganu: "Niemcy są nieodwajemnioną żydowską miłością",w ostatniej chwili zauważam kolejny raport dyplomaty na jekaterynburskiej placówce (6 luty 1919):"Z przesłuchań kilku robotników i chłopów... mam dowód na to, że tylko niewielki procent mieszkańców tego okręgu stanowią zwolennicy bolszewików...Świadkowie oświadczyli nadto, że przywódcy bolszewików nie reprezentują rosyjskiej klasy pracującej; większość z nich to Żydzi". Odkładam lekturę. No- teraz wam przyłożę. Impulsy wysyłane z mojego żydowskiego mózgu skłaniają mnie do następującego, w gruncie rzeczy banalnego (i przez to niebezpiecznego: prawda jest zazwyczaj banalna) wniosku: wielu moich rodaków stało u kolebki miłego ich sercu bolszewizmu. Chociażby z tego jednego powodu odpowiedzialni są za zbrodnie komunizmu (prawdziwe zbrodnie, a nie jakieś tam pićkanie się z obywatelami a la rok 1968 w Polsce). Naturalnie, przynajmniej obecnie jest to fakt wstydliwy. Zatem wielu moich rodaków stara się go zatupać shoah-propagandą. Według nich świat winien jedynie pamiętać o umierających Żydach w niemieckich obozach koncentracyjnych(czyli nazistowskich lub polskich- jak głoszą co bardziej bezczelni), miast zawracać sobie głowę Gułagami, czy wielkim głodem na Ukrainie. W ogóle-głoszą-zejdzmy z tego tematu. Jeżeli już-eksponujmy wspomniany rok 1968 lub martyrologię żydowskich lekarzy Stalina i pewnego aktora, który zginął w podejrzanych okolicznościach. I cóż z tego, że głoszę takie poglądy. Najwyżej jacyś durni Żydzi uznają mnie za czarną owcę, a żona da mi czulentem po głowie. Zniechęceni zaś starcy wygrzewający swe kości na terenach wydartych Arabom uznają, iż cierpię na starą ,ściśle żydowską przypadłość: nienawiść do samego siebie. Ale nikt o zdrowych zmysłach nie wykrzyknie na mój widok: "to ten antysemita". Dlatego chciałbym być ...