Piątek, 13 grudzień AD 2024, dziś imieniny Dalidy, Juliusza, Łucji
Czy Natalia W. otrzyma wreszcie mieszkanie po zmarłym przed dwoma laty ojcu?
Choć od śmierci ojca minęły już ponad dwa lata, Natalia W. nadal nie otrzymała lokatorskich spółdzielczych praw do mieszkania, w którym jest zameldowana od urodzenia.
Od sierpnia 2000 roku Natalia W. toczy ze Spółdzielnią Mieszkaniową w Śremie walkę o przyznanie mieszkania, które - według jej przekonania - powinna odziedziczyć. Zmęczona utarczkami z nieżyczliwymi urzędnikami i niekończącą się wymianą korespondencji postanowiła podzielić się z nami swoim problemem. Aby zrozumieć istotę sprawy, należy cofnąć się 20 lat wstecz. Bowiem wtedy właśnie miały miejsce wydarzenia, które rzutują na całe życie Natalii W.
Rodzice Natalii W, Leszek W i Hanna W. z domu B., na ślubnych zdjęciach wyglądali na szczęśliwych i zakochanych. Niebawem miało się okazać, że to tylko pozory. Jeżeli była jakakolwiek miłość, to jedynie jednostronna: Leszka W. do swojej świeżo poślubionej żony. Jakiś czas po ślubie małżonkowie zamieszkali w bloku na śremskich Jezioranach. Na wykupienie udziałów członkowskich w Spółdzielni Mieszkaniowej złożyli się rodzice.
Z dzisiejszej perspektywy można stwierdzić, iż tak naprawdę powodem ślubu była ciąża. Natalia W. nie ma wątpliwości, iż była dzieckiem nie planowanym i nie chcianym przez matkę. Rodzice zaraz po urodzeniu oddali Natalię na wychowanie do babci, Anieli B. (matki Hanny W.). Jak twierdzili, nie mieli miejsca na ustawienie łóżeczka.
Małżeństwo od samego początku było nieudane. Hanna W. nagminnie zdradzała swojego męża. Bardzo szybko doszło do rozwodu. Leszek W. pozostał w mieszkaniu, natomiast Hanna W. wyprowadziła się do swojego kochanka. Niebawem zamieszkała w domu, zakupiony jej przez matkę, Anielę B.
Gdy Natalia była już trochę odchowana i nie wymagała wiele opieki, Hanna W. wzięła córkę do siebie. Natalia wspomina te lata jak koszmar, o którym nie chce się pamiętać. Hanna W. była matką najgorszą z możliwych, taką, dla których używa się określenia zwyrodniała. Natalia nie ma najmniejszej wątpliwości, iż matka nigdy jej nie kochała. Była dla swojej matki nie chcianym balastem, który pojawił się w nieoczekiwany momencie i utrudnia jej życie. Natalia była karana za to, że się urodziła. Za byle przewinienie była bita po twarzy. Wielokrotnie musiała spędzać chłodne noce na dworze. Hanna W. wraz ze swoim konkubentem (kryminalistą odsiadującym wyrok więzienia) znęcała się nad córką psychicznie.
Natalia W. uciekała co piątek, po zakończeniu zajęć szkolnych, do babci Anieli B. Do położonej na uboczu wsi jeżdziła autobusem. Aby dotrzeć do gospodarstwa babci, kilka kilometrów przemierzała pieszo. Także w zimie. Ucieczki Natalii powtarzały się coraz częściej. Aniela B. Postanowiła zatrzymać wnuczkę u siebie. Aż do 1995 roku utrzymywała Natalię ze swoich środków. W tymże roku postanowiła wystąpić do sądu o odebranie rodzicom praw rodzicielskich. Po przeprowadzeniu wnikliwych badań i zebraniu opinii, sąd postanowił ustanowić Anielę B. rodziną zastępczą dla swojej wnuczki.
Mimo, iż Natalia zamieszkała z babcią, nadal była zameldowana w mieszkaniu ojca. Matka przestała się nią w ogóle interesować, nie obchodził ją stan zdrowia córki (w tym czasie Natalia zachorowała na anemię, miewała też z oczywistych względów stany depresyjne).
Chociaż Hanna W. po rozwodzie przeprowadziła się do nowego domu (zakupionego jej przez matkę Anielę B.). postanowiła odebrać swojemu byłemu mężowi mieszkanie w Śremie. W 1991 roku sąd przyznał jej to mieszkanie. Leszek W. odwołał się od tej decyzji, gdyż tym samym straciłby dach nad głową. Ostatecznie w 1993 roku sąd przyznał jemu mieszkanie. Od tej decyzji Hanna W. nigdy się już nie odwoływała.
Leszek W. zapadł nie ciężką chorobę. Stan zdrowia nie pozwolił mu na wykonywanie pracy zarobkowej. Coraz częściej przebywał w szpitalu. Stracił środki do życia. Po długotrwałej walce choroba go pokonała. Zmarł 1 sierpnia 2000 roku.
Rodzina Leszka W. klucze do mieszkania przekazała jego byłej żonie, Hannie W. Obiecała ona bowiem, iż przekaże to mieszkanie córce Natalii. Nigdy tak się nie stało. Mimo iż nie miała do tego żadnych podstaw, Hanna W. postanowiła przywłaszczyć mieszkanie w Śremie. Administracji śremskiej Spółdzielni Mieszkaniowej przedstawiła nieważny wyrok sądowy z 1991 roku. Podjęła też starania, aby z tego mieszkania wymeldować Natalię. Nie doszło do tego jedynie dzięki interwencji babci, Anieli B, w Urzędzie Miejskim.
Hanna W. w mieszkaniu tym nie zamieszkała, lecz wynajęła je obcym ludziom. Wkrótce do SM trafiły postanowienia z Sądu Rejonowego z 1993 roku, w myśl których Hannie W. odebrano prawo do lokalu spółdzielczego. Mimo tego, Spółdzielnia pozwoliła jej z tego mieszkania korzystać. Bezprawnie. Natalia W. została natomiast poinformowana że do rzeczonego mieszkania nie ma praw.
Z takim stanem rzeczy Natalia W. i Aniela B. Nie mogły się pogodzić. Były przekonane, że Natalii należy się mieszkanie po ojcu. Nie miały pieniędzy, aby wynająć adwokata. Aniela B. przeszła na emeryturę i przekazała gospodarstwo synowi. Sama zaś wyprowadziła się do pobliskiego miasteczka, w którym wynajęła mały domek. Na gospodarstwie nie było już bowiem miejsca. Stary dom częściowo się rozwalił, pozostała tylko kuchnia i pokój. W takich warunkach syn Anieli B. mieszka wraz z żoną i piątką dzieci.
Aniela B. żyje bardzo skromnie. Gdy z rolniczej emerytury opłaci czynsz i rachunki, niewiele zostaje na życie.
Natalia W. dostaje zasiłek z Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie w Śremie. Niewiele, bo niecałe 500 zł. Z powodu niedoborów finansowych, Centrum wypłaca jedynie 70% tej sumy. Nie wiadomo, kiedy nastąpi spłata.
2 grudnia 2002 roku Sąd Rejonowy w Śremie wydał postanowienie, na mocy którego Aniela B. traci nad wnuczką, w wyniku osiągnięcia przez nią pełnoletności, prawo opieki. Oznacza to również, że nie ma obowiązku zapewnić jej dachu nad głową.
Natalia W. cały czas jest zameldowana w śremskim mieszkaniu.
Sytuacja prawna mieszkania po Leszku W. ciągle jest nieuregulowana. Hanna W. przez nikogo nie niepokojona czerpie z jego wynajmu korzyści materialne. Natalia postanawia ruszyć sprawę z miejsca. Wysyła do prezesa Spółdzielni list, w którym powołuje się na wyrok sądowy z 1993 roku i przedstawia swoje racje. Po 30 dniach (zamiast ustawowych 14) otrzymuje pismo od prezesa Zarządu SM, Krzysztofa Małkiewicza. Zarząd Spółdzielni informuje, że Natalii W. nie przysługuje lokatorskie spółdzielcze prawo do lokalu po zmarłym Leszku W. Jako argument wysuwa fakt, iż Natalia nie zamieszkiwała razem z ojcem przed jego śmiercią. Całkowicie przemilcza fakt, że od chwili urodzenia była tam zameldowana. Prezes SM powołuje się przy tym na ustawę z 15 grudnia 2000 roku.
Natalia jest taką argumentacja oburzona. Przecież jej ociec, Leszek W. zmarł 1 sierpnia 2000 roku! Tymczasem prezes , magister inżynier Krzysztof Małkiewicz powołuje się na ustawę, która weszła w życie pół roku póżniej! Prawo nie może działać wstecz! Jest to kardynalna zasada każdego demokratycznego państwa prawa.
W tym samym liście prezes Małkiewicz informuje, że podjęte zostaną kroki w celu odebrania Hannie W. mieszkania, które bezprawnie użytkuje. Dopatrzono się jakoby dopiero teraz, że 6 lutego 2001 roku Hanna W. złożyła nieprawdziwe oświadczenie. Także z tym Natalia nie może się zgodzić! Bowiem już 27 września 2001 roku prezes Małkiewicz skierował do Hanny W. pismo (które do wiadomości otrzymała także Aniela B.) w którym nakazuje jej odebranie udziału członkowskiego w wysokości 50 zł. Jednocześnie informuje, że z tytułu bezprawnego korzystania z lokalu będzie musiała zapłacić odszkodowanie.
Dla Natalii nie ulega wątpliwości, że już wówczas Spółdzielnia wiedziała o tym, iż Hanna W. nie ma absolutnie żadnego prawa do mieszkania. Ba, nie była tam przecież zameldowana.
Przed świętami Bożego Narodzenia ubiegłego rok Natalia W. udała się do Spółdzielni. W rozmowie z nią kierownik działu windykacyjno-mieszkaniowego z cynicznym uśmiechem przyznał, że najpierw Hanna W. wynajęła mieszkanie, a dopiero póżniej wpłynęły do Spółdzielni postanowienia sądu z 1993 (o przyznaniu praw do lokalu Leszkowi W.). Według niego nic z tą sytuacją nie da się zrobić. Ponadto odmówił Natalii udostępnienia kserokopii dokumentacji dotyczącej mieszkania.
Proszę zastanowić się: w grudniu 2002 roku pracownik Spółdzielni w randze kierownika wydziału mówi, że nie można nic zrobić, a już pod koniec stycznia 2003 roku prezes Małkiwicz informuje pisemnie, że Hannie W. zostanie odebrane mieszkanie. Jak można nazwać taką sytuację? Bałaganem kompetencyjnym? A może złą wolą?
Natalia W. jeszcze bardziej utwierdziła się w przekonaniu, że należy jej się mieszkanie po ojcu. Przecież była tam przez cały czas zameldowana. A że tam nie mieszkała? Przecież sąd nakazał jej zamieszkać wraz z babcią. A gdyby tak przez okres pobierania nauki musiała zamieszka w internacie i w tym czasie zmarł ojciec, to też nie mogłaby odziedziczyć praw do mieszkania? Według niej to jakiś kolosalny absurd.
Natalia nie zamierza zrezygnować. Nie ma nic do stracenia, a zyskać może dach nad głową. Wie, iż sama nie wiele może zrobić. Potrzebuje pomocy prawnika. Niestety, nie stać ją skorzystanie z usług kancelarii. Gdyby jakiś adwokat chciał nieodpłatnie pomóc Natalii odzyskać mieszkanie po zmarłym ojcu, proszony jest o e-mail na adres srem@nop.org.pl.
Po zapoznaniu się z przedstawioną wyżej sprawą nieuchronnie nasuwa się pytanie: kto zawinił? Przepisy prawa czy bezduszni ludzie? Wydaje się niemal pewne, ze zródłem kłopotów Natalii są nieżyczliwi, pozbawieni uczuć ludzie. Ludzie, którzy z racji pełnionych funkcji decydują bardzo często o losie innych.
Jak wiadomo, ciałem kontrolnym w Spółdzielni Mieszkaniowej jest Rada Nadzorcza. To do jej kompetencji należy ocenianie prac Zarządu, jego powoływanie i odwoływanie. To Rada Nadzorcza odpowiada za to, że pan Małkiewicz jest prezesem Zarządu. A mógł być nim ktoś zupełnie inny...
Poprzednikiem Krzysztofa Małkiewicza na fotelu prezesa był Marek Pochylski. Pełnił swoją funkcję krótko, gdyż był człowiekiem dla wielu niewygodnym. Nie podobały się jego chrześcijańskie zasady i wrażliwość na krzywdę drugiego. W oczy raziły jego prawicowe i katolickie poglądy. Głośno mówił o Bogu i Polsce. I dlatego musiał odejść. Kandydując jako niezależny kandydat, popierany przez środowisko Radia Maryja, na fotel senatora RP, na swoich ulotkach i plakatach dużymi literami wypisał hasło: TAK: Bogu, Człowiekowi, Ojczyżnie. Obecny Zarząd SM dla Natalii W. mówi: NIE.