Niedziela, 22 grudzień AD 2024, dziś imieniny Bożeny, Drogomira, Zenona
Redakcja Patrioty.pl ma przyjemność przedstawić Czytelnikom doskonałe wiersze Marka Zacharyasza z cyklu ,,Noc mistrza Innocentego''. Prezentujemy także garść informacji o twórcy przedstawionych wierszy.
Marek Zacharyasz urodził się w Krakowie w 1940 r. Ukończył filologię polską w Uniwersytecie Śląskim w Katowicach. Wiersze publikował m.in. w: ,,Poezji'', ,,Nowym Wyrazie'', ,,Poglądach'', ,,Tak i Nie'', ,,Tygodniku Kulturalnym'', ,,Kierunkach'', ,,Życiu i Myśli'', ,,Metaforze'', ,,Studencie'' i in. Wydał następujące zbiory wierszy: ,,Wmyślenia'', ,,Powrót do rzeczywistości'', ,,Tam się spotkamy'', ,,Wejście w sen''. Pracuje w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Chorzowie. W 1992 roku otrzymał II nagrodę w Konkursie im. Krzysztofa Kamila Baczyńskiego w Łodzi za cykl wierszy ,,Noc mistrza Innocentego''. Gorący zwolennik ideologii nacjonalistycznej. Do listopada 2000 roku działacz Stronnictwa Narodowego, obecnie członek Narodowego Odrodzenia Polski.
południe mistrza Innocentego
mistrz Innocenty uciekał często
w cień klasztornego krużganka
- jakie dziwne - myślał -
jest wkraczanie słońca
we mnie -
dookoła życie
głos sygnaturki
i chwila cienia
w modlitwie
mistrz Innocenty w cieniu magnolii
czy życie którym żyję
jest właściwym życiem
czy byłem już kiedyś
i kim byłem
czy bóg którego wybrałem
to bóg właściwy
rozważał mistrz Innocenty
patrząc na drzewo magnolii
obsypane kwiatami
mistrz Innocenty i gwiazdy
pewnej czerwcowej nocy
mistrz Innocenty patrzył na gwiazdy
nad swoją głową
- czy moja ziemia jest taka
jak one - zapytał swoich myśli
w odpowiedzi usłyszał tylko
szum drzew
przed burzą - Ewie
- myślę że będzie padał deszcz -
pomyślał mistrz Innocenty
patrząc w bezchmurne niebo
jakby czekające na coś
brzęczały owady
chrząszcz spacerował wolno
po brodzie Innocentego
klasztor z daleka
wyglądał jak ostrzeżenie
przed ciszę
pod górę
- jestem jak Syzyf -
myślał mistrz Innocenty
idąc do swojego klasztoru
- czy dojdę kiedyś do szczytu -
dodał głośno
- czy dojdę -
odpowiedziało echo
noc mistrza Innocentego - Ewie
- podpowiadasz mi stale
te same słowa -
szepnął mistrz Innocenty
do kogoś kogo nie widział
była noc
ranek odległy
jak sąd ostateczny
wiatr uderzał o szybę
- odejdź już -
szepnął mistrz Innocenty
zasypiając
przed polną kapliczką
Idąc przed siebie
mistrz Innocenty przystanął chwilę
przed przydrożną kapliczką
- jaki brzydki ten Chrystus
tak brzydki
jak ja -
stał długą chwilę
słońce odpoczywało
na jego zmęczonej twarzy
nad wodą - Krzysztofowi
mistrz Innocenty patrzył
w wodę
była taka gładka
jakby ktoś duże lustro
położył między drzewami
- czy to moja twarz -
spytał samego siebie
lecz głosu nie poznał
zima
mistrz Innocenty spojrzał
na zaśnieżone pola
przez okno swojej
celi
pomyślał o świecie
osypanym śniegiem
- czy to co widzę to wszystko
czy jest jeszcze coś innego -
wkrótce zapadł zmrok
sen mistrza Innocentego
zwierzęta mówiły ludzkim głosem
chociaż nie było Wigilii
tylko roraty
wiele dni
przed Bożym Narodzeniem
zbudziły go dzwony
i donośne Ite missa est
śpiewane przez ojca Gaudentego
przelatujące ptaki
po niebie przelatywały ptaki
- tak bym chciał polecieć z nimi -
pomyślał mistrz Innocenty
oczy jego zasnute mgłą
patrzyły daleko
ręce opadły bezradnie
koniec
mistrz Innocenty zasnął
cisza klasztorna wypełniła
jego głowę
klepsydra powoli przesypywała
piasek We śnie widział matkę
i ojca w gęstej mgle
w dwa dni później
ojciec Gaudenty odprawiał egzekwie
na przyklasztornym cmentarzu
śpiewały ptaki
- on jest wśród nich -
pomyślał ojciec Gaudenty
wieczór
przez otwarte okno celi
Gaudenty widział
cienie nad klasztorem
i
światło między chmurami
odwrócił się
coś jakby szept
dobiegło z kąta
modlitwa
ojciec Gaudenty stanął
przed drzwiami swojej celi
szmer modlitw wieczornych
ogarnął klasztor
jeszcze chwila
i nic
pomyślał że nie ma
klasztoru i jego
życia
wszedł do wnętrza
za oknem noc
uklęknął
Nie było go przez chwilę
potem zaczął się modlić
,,I tak cię dojdzie...''
i wszedłeś w ziemię pustą
i umarłą Puste domy
świeciły martwymi światłami
ziemia leżała odłogiem
nie było tam nieba
słońca ani innych rzeczy
słyszałeś głosy nie wiadomo
skąd Widziałeś cienie
nie wiadomo od czego
zacząłeś myśleć
nie wiadomo po co
wreszcie uciekłeś
w starej księdze
znalazłeś urwane zdanie
,,i tak cię dojdzie...''
Ciągle myślisz
wszystkie klepsydry wyrzuciłeś
ze swego państwa
wszystkie lustra i wszystkie
kobiety Ciągle myślisz
liść który spadł
z twojej głowy przypomniał
jesień której nie było
i wiosnę która będzie
między jedną a drugą
porą jest chwila
w której śmierć się
zatrzymuje i milczy
rękę wyciągasz
i patrzysz czy powietrze
jest jeszcze
czy ty jesteś
cienie twoich przodków
spacerują po łąkach
oczy mokną w deszczu
który jest w tobie
czy otworzysz czy nie
drzwi zamknięte na klucz
od stuleci to i tak
staniesz bezradny przed progiem
własnej nieświadomości choćbyś
był sobą i nie sobą
swoim cieniem
w całej historii świata
to i tak zadrżysz
patrząc i nie widząc
jak liść dawno zwiędły
i wdeptany w ziemię
zapadasz się w sobie
bo twój czas jeszcze
nie nadszedł Odchodzisz
i wracasz wciąż w to samo
miejsce Pod to jedno jedyne
drzewo Nad tą jedną jedyną
rzekę gdzie ty i ja